czwartek, 31 lipca 2014

Igrzyska Głodowe - Dzień Pierwszy

Percy obudził się zlany potem. Miał koszmary, w których na tysiące różnych sposobów umierał na Głodowych Igrzyskach. Naprawdę bał się wyjścia na arenę. Nie wiedział, jak zareagują jego przyjaciele. Będą chcieli go zabić, czy raczej pomóc mu. Wiedział, że z niektórymi z nich się pokłócił, dlatego teraz mogą chcieć się na nim zemścić, to na przykład tnąc go mieczem prosto w brzuch. W jego pokoju rozległ się głos: "Za dziesięć minut spotkanie na dachu." Percy postanowił, że przez te dziesięć minut nie będzie myślał o śmierci, tylko o czymś wesołym. Jego życie było pełne walki, presji i cierpienia, ale był także lojalnym przyjacielem, przeżył z przyjaciółmi wiele ciekawych chwil. Przypomniał sobie bitwę o sztandar, kiedy został uznany. Przypomniał sobie pierwszy pocałunek z Annabeth. Jego brata - Tysona oraz Tęczusia. Percy trochę się rozweselił. Wstał i szybkim krokiem wyszedł na korytarz, po czym udał się na dach, gdzie mieli się spotkać. Dzień zapowiadał się ponuro. Pogoda była mizerna, zanosiło się na deszcz. Po kilku minutach na dachu była już cała jedenastka herosów. Wszczepiono im lokalizatory. Co tu więcej gadać. Potem zabrali ich do wielkiego statku i lecieli na arenę. Mieli ostatnią okazję, żeby porozmawiać, ale nikt się nie odzywał. W końcu Percy szepnął do pozostałych skromne słowa pożegnania i życzył powodzenia. Jednak nie poczuł się po tym lepiej. Chyba odebrali to jako puste słowa rzucone na wiatr. Poinformowano ich, że do przylotu została tylko minuta, więc odpięli pasy bezpieczeństwa. Niektórzy wyglądali na zdenerwowanych, inni byli bardziej spokojni. W końcu herosi wysiedli ze statku. Drzwi się otworzyły. Percy'ego w pierwszej chwili oślepiło światło. Zaraz zobaczył jednak budynek, gdzie wszyscy weszli. Każdy skierował się do swojego pomieszczenia z numerem domku w obozie. Percy zatrzasnął za sobą drzwi. Był lekko zdenerwowany, ale skupiony. Założył kurtkę przeciwdeszczową. Rozległ się sygnał, więc Percy ustawił się w windzie. Jeszcze raz Spojrzał na znany mu świat i zamknął oczy. Czuł, że winda się porusza. Otworzył oczy. Zobaczył pozostałą dziesiątkę przyjaciół. Arena wyglądała jak las deszczowy. Było tam dużo drzew, zwisały z nich liany. Na pewno jest tam pełno dzikich zwierząt. Jest tam także woda, którą Percy wyczuł z odległości kilku kilometrów. Po swojej prawej stronie zobaczył wielki Róg Obfitości, na który wcześniej nie zwrócił uwagi. Odliczanie trwało: "33...32...31..." Percy dostrzegł miecz w Rogu Obfitości i już wiedział, że będzie musiał tam biec. Po drodze weźmie także plecak i nóż.
-Dobra, trzeba postępować według planu - pomyślał. "15...14...13..." Percy zobaczył niewyraźną minę Annabeth oraz smutną twarz Leo stojącego na podeście obok. "8...7.." Chłopak odwrócił się i spostrzegł za sobą wielkie drzewo. Nie było duże, było wielkie! Ale teraz Percy musiał się skupić na igrzyskach, nie na roślinach. "4...3...2..." Percy wstrzymał oddech. Cały czas zatrzymał się w miejscu. Zobaczył wszystkie swoje lata, od małego, do dorosłego wręcz chłopaka. Nagle coś wyrywało go z zamyśleń. Była to strzała, która przeleciała tuż przed jego oczami, kalecząc mu czubek nosa. Percy złapał się za ranę i szybko zaczał biec po plecak. Wiedział, że po miecz już nie zdąży, ma go Jason. Percy zaklął po grecku. Zdezorientowany nie usłyszał nawet sygnału startu, mógł zapłacić za to życiem, ale jednak przeżył. Wyobraził sobie minę Clarrise. Posmutniała, że ktoś chybił, może odwrotnie? Percy złapał plecak i zaczął uciekać do lasu.
-Kto mógł do mnie strzelić? - zastanawiał się - pewnie Thalia, ale dlaczego chybiła? Nie miał czasu na myślenie. Rozpaczliwie bolał go nos, przez to biegł wolniej niż inni. Zawrócił jednak i szybko złapał wolny łuk. Przeturlał się po ziemi unikając oszczepu i skierował się w gęstwinę drzew i krzewów. Słyszał krzyki dochodzące spod Rogu Obfitości. Za chwilę usłyszał wystrzał, co oznaczało, że ktoś umarł. Nie zastanawiał się kto, ale przewidywał kogoś z najbliższych mu herosów. Annabeth albo Thalię. Nie, one na pewno przeżyły. Starał się nie myśleć o tym, że Ann może umrzeć. Jednak ta myśl trapiła go od poprzedniego dnia i za nic nie chciała się od niego odczepić. Zapomniał o plecaku, który rozpaczliwie złapał. Kiedy zaszył się wśród zielonych liści otworzył go. Znalazł w środku linę, pustą butelkę, dwa metalowe haczyki, winogrona oraz koc, którym może się przykryć podczas zimnych nocy. W bocznej kieszonce dostrzegł kurtkę przeciwdeszczową zwiniętą w rulon. Trochę się uspokoił. Wzięcie plecaka okazało się dobrym wyborem. Jednak nadal pozostaje bez broni. "Pamiętaj, kto jest twoim prawdziwym wrogiem." Teraz zrozumiał. Sam był swoim wrogiem. To przez siebie samego nie zdobył broni. Teraz chłopak postanowił się skupić na wygranej. Bez względu na to, co jest przygotowane, żeby go zabić. Zbliżał się wieczór, Percy szedł głębiej do lasu, żeby przeciwnicy tak łatwo go nie znaleźli. Wyczuwał wodę niedaleko siebie, pytanie tylko, czy była słodka, czy słona. Poza tym chłopak cały się trząsł, z czego nie był zadowolony. Nie chciał już podczas pierwszej doby zachorować. Percy szedł dalej. Krajobraz powoli się zmieniał. Kiedy weszło się głębiej do lasu, można było dostrzec dzikość tego miejsca. Rośliny rosły na sobie nawzajem chcąc dotrzeć do promieni słonecznych. Wszędzie była wilgoć. Trzeba było uważać gdzie się stąpa. Percy prawie wszedł na węża. Tego dnia na niebie nie było ani jednej chmurki.
-To dobrze - pomyślał Percy - przynajmniej nie będzie padać. Chłopak zaczynał myśleć intensywniej o rozbiciu obozu. Nie wiedział gdzie ma spać. Na ziemi? A może pod wodą? Chłopak miał dużo pytań, tyle że nie miał komu ich zadać. Lubił podróże, więc zaczął się rozglądać po okolicy. Zaczął zbierać mniej wilgotne gałęzie, żeby chociaż spróbować rozpalić ogień. W lesie można było spotkać dużo dzikich zwierząt. Percy zapoznał się z jedną papugą, która wyraźnie go przedrzeźniała. Od początku jej nie lubił, ale po godzinie wspólnej podróży, jakoś przyzwyczaił się do jej towarzystwa. Nagle usłyszał szelest w krzakach znajdujących się kilka metrów od niego. Dopiero teraz uświadomił sobie, że on sam powinien ciszej chodzić. Percy chwycił swój łuk i strzelił w zarośla. Usłyszał szelest, a potem cichy dźwięk upadku. Podszedł bliżej, nie tracąc czujności. Zajrzał za krzaki i bardzo się ucieszył. Percy upolował królika! Nigdy nie potrafił strzelać z łuku, jednak szczęśliwie ustrzelił coś do jedzenia.
-No, przydałoby się jakieś miejsce do spania - powiedział półgłosem do samego siebie. Percy cały czas był niespokojny. W tym lesie było coś przerażającego. Usłyszał dziwny hałas. To był nieznany wcześniej mu dźwięk, Coś się zbliżało. Chłopak odwrócił się , ale było za późno. Chłopak zdążył jedynie odskoczyć, kiedy wielka kula z kamienia, błota i wszystkiego innego po czym się przeturlała, przejechała po jego nodze boleśnie ją kalecząc. Percy wymusił się jednak na odrobinę uśmiechu.
-Przynajmniej się nie złamała - zauważył. Jego papuga, którą potem nazwał Bryza, wydawała na przemian okrzyki radości i piski, które brzmiały jak śmiech. Percy nie mógł biegać. Mógł wolno chodzić, z największą ostrożnością stawiał bolącą stopę na ziemi. Nie sprawiało mu to radości. Po godzinie marszu w tempie naprawdę powolnego spacerowicza, Percy zauważył dużą jaskinię. Chłopak podszedł bliżej, a potem całkiem zanurkował w cieniu. Na dworze było potwornie gorąco, więc Percy odczuł ulgę wchodząc do chłodnego pomieszczenia. Sprawdził, czy nie ma tam niczego groźnego. Nie znalazł pułapek ani zwierząt. Jaskinia była bardzo mała. Mogła pomieścić najwyżej kilka osób, ale Percy'emu to wystarczało, byle tylko mógł tu bezpiecznie spać. Chłopak obejrzał swoją nogę. Nie wyglądała zbyt dobrze. Miał wielkiego guza na środku, cała była obtarta i w wielu miejscach sączyła się krew. Percy poszedł niechętnie do lasu, skąd wziął kilka wilgotnych, wielkich liści. Przywiązał je lekko sznurkiem, który znalazł w plecaku, do nogi. Był z siebie zadowolony. Noga powinna wyzdrowieć za kilka dni, a przynajmniej tak mu się zdawało. Położył zebrane wcześniej gałązki na ziemi i zaczął układać z nich stertę. Kiedy skończył, Spojrzał na nią. Wyglądała dość dobrze, nadawała się do rozpalenia ognia.
- Ogień - pomyślał - skąd ja go niby wezmę? Potrzebował choćby najmniejszego płomyka. Dobrze zbudowana konstrukcja zapaliła by się od razu. Dzięki temu nie zamarzł by w nocy oraz mógłby upiec upolowanego królika. Dopiero teraz przypomniał sobie jak bardzo jest głodny. Chłopak znalazł dwa  kamienie i zaczął stukać jednym w drugi, w nadziei, że poleci z nich iskra. W końcu mu się udało. Iskra, a raczej iskry, podpaliły ognisko i po chwili Percy smażył już królika.
- Dobrze czasem coś zjeść - pomyślał. Królik był bardzo mały, ale Percy wiedział, że musi mu to wystarczyć. Nagle usłyszał coś w krzakach nieopodal. Nie ruszał się. Nie oddychał. I po chwili krew odeszła mu z twarzy. Zobaczył Leo Valdeza. Chłopak miał smutne wrażenie, że czeka go pierwsza walka...

piątek, 4 lipca 2014

Przerwa

Drodzy czytelnicy!
Oficjalnie informuję, że od dzisiaj (04.07) do 16 ~ 17 lipca wyjeżdżam na wakacje do Chorwacji i nie wiem, czy będzie tam internet. Jeśli nie będzie, nie powstaną przez ten czas nowe opowiadania.
Tak tylko uprzedzam :)

niedziela, 29 czerwca 2014

Przygotowania

Jest godzina 17:27. Herosom tłumaczone są zasady Igrzysk Śmierci. Bierze udział jedenaście osób, przeżyje tylko jedna.
-Przecież ja nie dam rady zabić Annabeth - pomyślał Percy. W końcu przemowa się skończyła, a przyjaciele mogli wrócić do swoich domków i przespać się przed następnym dniem.
...
Percy wstał około godziny szóstej. Mogła być to także godzina siódma, ósma, czy dziewiąta. Percy nie umiał tego stwierdzić, ponieważ  codziennie rano rzucał zegarkiem o ścianę, więc ten w końcu musiał się zepsuć. Chłopak usiadł na łóżku, rozciągnął się i ziewnął. Już prawie zapomniał, ale jednak. Ta wiadomość dotarła do niego i spoliczkowała go, kiedy niepozornie mył zęby.
-To dzisiaj - posmutniał.
 Percy - chłopak, który pokonał Kronosa, który uratował Olimp, który... za dużo by wymieniać, musi teraz walczyć na jakiejś arenie. Mógł zginąć tysiące razy, ale jednak przeżył. I teraz, ma umrzeć, bo Zeus sobie to wymyślił. W chłopaku gotowały się emocje. I nagle opadł na łóżko, bo wiedział, że nie może nic z tym zrobić. Percy usłyszał trąbkę. Oznaczało to, że czas się zbierać. Wyszedł z domku. Tam czekali już wszyscy jego przyjaciele i patrzyli ze smutkiem. Wiele im zawdzięczał. Nawet Clarrise jakby posmutniała, chociaż nie dawała tego po sobie poznać. Nie wiem skąd, ale w obozie herosów stała wielka, czarna limuzyna. Była tak ogromna, że zmieściłby się w niej słoń z obozu Jupiter. Chejron wygłosił krótkie przemówienie pożegnalne, a potem herosi wsiedli do samochodu. Bardzo trudno było rozstać im się z przyjaciółmi, ale w końcu musiało to nastąpić. Drzwi auta się zamknęły. Percy usłyszał warkot silnika. Limuzyna ruszyła.
- Sześciobiegowa skrzynia - mruknął Leo.
- Skąd wiesz? - Spytała Piper.
- Nie słyszałaś? - odpowiedział pytaniem Leo.
Piper dała sobie spokój z rozmową.
Jechali i jechali. Większość osób już spała. Annabeth najwyraźniej też chciało się spać, dlatego oparła się o ramię Percy'ego, któremu to nie przeszkadzało. W końcu to mogły być ich ostatnie wspólne godziny.
Ach - westchnął Percy. Za chwilę on także odpłynął w krainę snów. 
...
Kiedy Percy się obudził, zobaczył, że inni są w kiepskich nastrojach. Dojechali. Drzwi limuzyny się otworzyły. Wszyscy po kolei wyskakiwali z pojazdu. Na dworze było cudownie. Wszędzie latały ptaki, rosły wielkie drzewa, zieleń pokrywała całą tą przestrzeń. Był tam jeszcze wielki budynek. Zapewne został niedawno wybudowany, co dało się stwierdzić po niezaschniętej dokładnie farbie. Wielka brama oddzielała ich od dalszej części tej przestrzeni. Kiedy tylko do niej podeszli, otworzyła się z piskiem. Zobaczyli wielkie trybuny wypełnione potworami, driadami, satyrami. Dużo by wymieniać. Przed nimi stało jedenaście rydwanów. 
-O co tu chodzi? - spytał Pollux. 
- Najwyraźniej mamy wjechać gdzieś na rydwanach, a przy okazji uszczęśliwiać publiczność i jego - Annabeth wskazała niechętnie na Zeusa, który stał na wielkim podwyższeniu, na końcu trasy rydwanów.
-No dobra - mruknął Leo - przynajmniej rydwany są zbudowane w stylu greckim. 
Weszli na rydwany, które same ruszyły. Nie trudno było znaleźć swój, ponieważ wszystkie wyglądem przypominały uczestników Igrzysk. Pierwszy miał na sobie mnóstwo piorunów, drugi był pomalowany jak letnia plaża... Nieważne. W każdym razie jechali i wymachiwali rękami. Percy sam nie wiedział po co, ale robił to, co pozostali. Słychać było różne okrzyki, trąby, fanfary i tym podobne dźwięki. Widownia krzyczała, a herosi czuli się trochę niezręcznie.Tylko Leo nagle się rozweselił i  zaczął się uśmiechać.
-Wszystkie panie kochają Valdeza! - krzyknął.
 Zeus patrzył na nich z ponurą miną, ale w jego oczach dało się dostrzec nutę ekscytacji. W końcu dojechali do budynku. Weszli do środka. Każda ściana miała jedne drzwi i była pomalowana na inny kolor niż pozostałe. Herosi szybko znaleźli swoje pokoje. Pokoje były przygotowane z myślą o każdym z osobna. Kolorowe tapety dodawały uroku. Nagle Percy zobaczył wielką szybę prosto przed swoim łóżkiem. Podszedł do niej i leciutko jej dotknął. Okazało się, że był to wielki ekran. Coś dla Leo. Pokazały się na nim góry Alpy. Percy dotknął go ponownie, a obraz się zmienił. Tym razem chłopak spostrzegł swój ukochany obóz herosów. Stał przed ekranem około dziesięć minut i patrzył, patrzył, i patrzył. Nie mógł się ruszyć, jakby coś przykleiło go do podłogi. Zapomniał jak bardzo kocha swój obóz, swój drugi dom. Każde drzewo, każdy liść wydawał mu się piękny. Percy tak bardzo chciał tam wrócić... Niestety nie mógł. Po jego policzku spłynęła łza. W końcu usiadł na łóżku. Pomyślał o swojej rodzinie. Pierwszy raz pomyślał, że musi wygrać te igrzyska. Nie dla siebie, nie dla chwały, nie dla Olimpu, tylko dla swojej rodziny, która go potrzebuje. Rzadko mógł z nimi spędzić czas, zawsze albo ocierał się o śmierć, albo był w obozie. Jego mama na pewno starci nadzieję, że jej syn jeszcze do niej wróci.
-Ona naprawdę mnie kocha - pomyślał na głos.
 Chłopak położył się na łóżku, ale nie mógł zasnąć. W końcu jednak zamknął oczy. Pierwszy raz od dawna nie miał koszmarów. Śniła mu się jego mama. Płakała ze szczęścia. Potem duch Bianci di Angelo. Miał jeszcze sny Luke'a Castellana i Michael'a Yew. Wszyscy powiedzieli tylko jedno zdanie: "Kiedy trafisz na arenę, pamiętaj, kto jest twoim prawdziwym wrogiem." Zapamiętał Luke'a, który chyba tego nie wiedział sprzymierzając się z Kronosem. Postanowił słuchać się tej rady. Jednak miał sen jeszcze jednej postaci, swojego taty, pana Mórz i Oceanów, który powiedział: "Nie daj się zabić, Percy."
...
Chłopak obudził się, kiedy na jego twarz wpadły pierwsze promienie słoneczne. Percy nie robił sobie nadziei, wiedział, że już niedługo zaczną walczyć. Nagle usłyszał głos dochodzący z głośnika, którego wcześniej nie zauważył:
- Godzina dziewiąta - śniadanie. Godzina dziesiąta - spotkanie i ćwiczenia. Godzina jedenasta - oceny indywidu... Percy rzucił kapciem w głośnik, a ten natychmiast się wyłączył. Chłopak poszedł się przebrać, a potem niechętnie ruszył, by coś zjeść. Okazało się, że zasiądzie razem ze wszystkimi przyjaciółmi przy jednym stole. To trochę poprawiło mu humor. Zjadł sobie naleśnika z tajemniczą niebieską polewą. Przez tą godzinę śmiali się, opowiadali dowcipy oraz rozmawiali jak co dzień. Nikt nie pomyślałby, że niedługo będą zabijać siebie nawzajem. Percy też nie mógł w to uwierzyć. Niestety  niedługo po zjedzeniu przez wszystkich śniadania rozległ się głos:
- Godzina dziesiąta - spotkanie i ćwiczenia. 
Grupka półbogów niechętnie ruszyła w kierunku windy prowadzącej na niższe piętro. Kiedy zjechali ich oczom ukazała się wielka sala treningowa. Była tam każdego rodzaju broń: łuk, topór, miecz, trójząb, sztylet... Ustawili się w kolejności domków w obozie - pierwszy był Jason, ostatni Pollux. Każdy wziął broń, która najbardziej mu, czy jej odpowiadała. Tego żelastwa było pod dostatkiem. Trening przebiegł szybko. Percy nauczył się paru nowych sztuczek, tak jak większość osób. Następnie herosi skierowali się do wyjścia z sali. Przeszli do pomieszczenia numer II, które była obok . Zobaczyli tam tylko jedenaście krzeseł oraz drzwi, które jak się domyślali, prowadziły do większej sali. Przeoczyli tylko głośnik w rogu pomieszczenia. Usiedli na krzesłach. Za chwilę z głośnika wydobył się dźwięk:
- Domek pierwszy. Jason Grace. Zgłoś się do oceny indywidualnej. Jason wstał i ruszył do drzwi. Wszedł do wielkiej sali, w której zasiedli prowadzący, którzy oceniali występy herosów. Była tam broń i kukły, tarcze i inne przyrządy do prezentowania umiejętności. Jason nie wiedział, co ma pokazać. Szybko rzucił włócznią w sam środek tarczy, która pękła. Następnie próbował rzucić nożem, co wyszło mu nieco gorzej. Na sam koniec, kiedy musiał wychodzić, strzelił piorunem w kukłę, spalając ją na popiół. Percy był następny. Zaprezentował wszystko, co potrafił: walkę mieczem, władanie wodą. Spróbował strzelić z łuku i niespodziewanie trafił. Wszyscy inni po kolei pokazywali, co mogli, aż w końcu doszło do Polluxa. Chłopak wszedł do sali. Wyglądał na zaginionego i nieco zgubionegi w ogólnym zamieszaniu. Sędziowie, którzy siedzieli znudzeni na krzesłach, podnieśli wzrok, żeby zobaczyć, kto kolejny stanie przed oceną. Pollux wyglądał na słabeusza i za takiego większość herosów go uważała. On o tym wiedział, jednak zdawał sobie sprawę, że taka jest po części prawda. Podniósł metalowy trójząb i cisnął go w stronę kukły. Rzut początkowo skierowany w głowę minął ją jednak o parę centymetrów. Chłopak wiedział,  że musi pokazać sędziom coś zaskakującego, dlatego użył swojej mocy. Przywołał pędy winogron, które natychmiast udusiły kukłę, rozwaliły tarcze i inne cele. Jedna "macka" owinęła się nawet wokół wlóczni i posłała ją w sam środek odległego o 20 metrów serca zgniecionej kukły. Pollux opuścił salę. I tak zakończyły się oceny indywidualne. Wszyscy poszli, żeby coś zjeść i zobaczyć oceny swoje oraz pozostałych uczestników. Percy usiadł na sofie i włączył telewizor. Pojawiło się logo igrzysk i zaczęły się oceny. Pierwszy był Jason, dostał dziesiątkę. Dalej Percy - 10, Miranda - 9, Sherman - 10, Ann - 8. Percy zmartwił się, ale patrzył dalej. Will - 7, Thalia - 10, Leo - 11. Co?! - krzyknął chłopak. Piper - 8, Travis - 10, Pollux - 12. 
Percy był przerażony. Zaklął po grecku i położył się na sofie myśląc, co musiał pokazać Pollux,  żeby dostać tak wysoką ocenę.
- No nic - stwierdził - czas iść spać. Zgasił światło i po chwili zasnął. 
Następnego dnia zaczynają się igrzyska, a Percy był trochę przygnębiony. Miał koszmary. O tym jak umiera tuż po chwili, gdy ktoś wbija mu sztylet w plecy.  A tym kimś była Annabeth. 

wtorek, 15 kwietnia 2014

Losowanie

(Sześć dni później...)
Dzień zapowiadał się normalnie, jak każdy dzień w Obozie Herosów. Świeciło słońce, truskawki rosły jak na drożdżach, choć w niektórych można było dostrzec tajemnicze dziury. Herosi byli podzieleni na dwie grupy. Pierwsza grupa ćwiczyła łucznictwo, druga - posługiwanie się bronią. Nagle coś zamigotało w powietrzu. Dało się słyszeć cichą muzykę dochodzącą z góry. Wszyscy skierowali wzrok w niebo, a tam ukazał im się Apollo.
-Przybywam z niebywałą wiadomością! - krzyknął. W jego głosie dało się słyszeć nutkę irytacji i rozgoryczenia:
-Pan Zeus wydał następujące rozkazy: Co roku, dokładnie trzeciego sierpnia, wylosowany zostanie jeden heros z każdego z dwunastu domków. Staną oni do walki na losowej arenie i będą walczyć o życie...bla, bla, bla...Wygra najsprawniejszy, okryje się chwałą i zaszczytem miana prawdziwego herosa. Nastała cisza. Nikt nic nie mówił. Wszyscy myśleli tylko o jednym, o tym że nie chcą zabijać swoich przyjaciół.
-Zaraz zaraz, przecież to jutro! - krzyknął ktoś z tłumu.
-Tak! To jutro! - wtórowała następna osoba. 
-Przykro mi - powiedział Apollo, z miną pełną smutku - to nie ja tu rządzę...
Herosi wiedzieli, że nie da się nic z tym zrobić...
***
Percy był bardzo zszokowany. Przed chwilą cieszył się, że może żyć w spokoju z Annabeth, a teraz nie widział kompletnie, co ma zrobić. Tyle misji, współpracy, wspólnego śmiechu, cierpienia, walki, miłości i ogromnej przyjaźni, tylko po to, żeby teraz zabijać się w jakiejś głupiej grze?! :"Nie, to się tak nie skończy - pomyślał Percy - nie zabiję przecież Ann, ani nikogo innego." Usiadł na pobliskim kamieniu i westchnął. Chłopak nie widział, co zrobić. Po wszystkich misjach, które szczęśliwie przeżył, był zmęczony psychicznie. Był jednak na tyle silny, aby sobie z tym radzić, dlatego wiedział, że nie można tracić nadziei...
Percy podszedł i zapukał do domku swojej dziewczyny - Annabeth Chase. Otworzyły się drzwi.
- O, cześć Percy - spojrzała na niego ze smutkiem - co można z tym zrobić?
- Nie wiem - odparł chłopak.
Siedzieli tak przez chwilę, potem Annabeth przyniosła książkę pod tytułem przewodnik po sztuce gotyckiej. Jedna z jej ulubionych książek. Razem z Percym zaczęli przeglądać obrazki pięknych budowli, sal, pałaców i innych miejsc, które warto zobaczyć. Poczuli się trochę lepiej, jednak myślami ciągle byli przy tym dniu... W końcu Percy zasnął wraz z Annabeth w jej domku.
*sen*
Percy miał bardzo dziwny sen. Śniło mu się, że jest w Starożytnej Grecji.  Uciekał przed kimś. Miał wielką ranę na nodze, co utrudniało mu bieg. Ktoś lub coś gonił go po mieście i szaleńczo się śmiał ciskając w niego kulami ognia. Percy skręcił w boczną uliczkę. Biegł ile sił. Niestety przewrócił się. Kątem oka dostrzegł cień na ścianie budynku. Jakiś głos krzyknął:
- Tutaj jesteś! I zaśmiał się głośno. Po chwili prosto w Percy'ego leciała wielka kula ognia. Już dosięgała jego ręki, była coraz bliżej, aż uderzyła w niego...
Percy obudził się zlany potem.Spojrzał się w lewo, zaraz w prawo. Emocje opadły - wszystko było na swoim miejscu. Znajdował się w domku Ateny. Czyli to był tylko sen... Bardzo przerażający sen. Nie wiadomo skąd przyszło mu to do głowy, ale Percy miał wrażenie, że już niedługo będzie biegł przez wąskie uliczki Starożytnego Rzymu uciekając przed chłopakiem ciskającym ognistymi kulami...

Następny dzień zaczął się od śniadania. Wszyscy zjedli je z ponurymi minami. Nawet Connor i Travis nie spłatali nikomu żadnego psikusa, co rzadko się zdarzało. Każdy obozowicz wiedział, że za kilka godzin odbędzie się straszliwe losowanie. Tymczasem do jadalni wkroczył Chejron, także przygnębiony. Spojrzał w oczy swoich podopiecznych, bo wiedział, że z niektórymi może się już więcej nie zobaczyć.
-Uwaga, herosi! Do komisji losowania powołano erynie - westchnął.
Po jadalni przeszedł szum, ale po chwili wszyscy się uspokoili. Po jedzeniu wszyscy wrócili do domków. Niektórzy rozmyślali tam taktyki wojenne, inni próbowali skomunikować się z rodziną, jeszcze inni płakali...No, ale co było nieuniknione, nadeszła wreszcie owa godzina. Wszyscy herosi zebrali się na środku obozu. Było tam coś w rodzaju sceny i wielka, szklana "waza" z kartkami niezbędnymi do losowania wewnątrz niej.Erynie były już na miejscu. Po półbogach można by spodziewać się, że są nieustraszeni, ale w tym wypadku większość wymiękła. Losowanie zaczęło się. Erynie wstały.-
-Losowanie czas zacząć - powiedziały i podeszły do wazy - "Domek Zeusa - Jason Grace, Domek Posejdona - Perseusz Jackson, Domek Demeter - Miranda Gardine, Domek Aresa - Sherman, Domek Ateny - Annabeth Chase, Domek Apolla - Will Solace, Domek Artemidy - Thalia Grace, Domek Hefajstosa - Leo Valdez, Domek Afrodyty - Piper McLean, Domek Hermesa - Travis Hood, Domek Dionizosa - Pollux" - Odeszły od wazy i uśmiechnęły się złowieszczo.
-Wylosowani herosi zostają! Reszta może odejść - powiedział Chejron. Bezpieczni herosi rzucili się do swoich domków ciesząc się, że żyją. Niestety byli też ci, których wylosowano, to oni będą musieli stoczyć walkę o przetrwanie, na arenie, o której nikt nic nie wie...

niedziela, 13 kwietnia 2014

Prolog

W Obozie Herosów wszystko było normalnie. Herosi, satyrowie, driady - wszyscy żyli w spokoju, do tego dnia...
Właśnie tego dnia, a daty tej nie wolno wymawiać, Zeus zebrał wszystkich bogów na Olimpie, aby zapobiec narastającym problemom. Ostatnio bardzo dobrze układało mu się z Ateną, co może dziwić, ale kto zrozumie Zeusa? Także Atena była pierwsza w kolejce. Zdenerwowało to wielu innych bogów, więc zaraz zrobiła się kłótnia. Niestety na kłótni nie poprzestano, dlatego powstała mała wojna. Jak się można spodziewać, przerodziła się w dużą wojnę. Zeus ciskał piorunami, Posejdon falami mórz i oceanów, Hades walczył ciemnością. Pomniejsi bogowie też byli skłóceni. W końcu Zeus ryknął:
-Koniec! Niestety był tak rozgniewany, że musiał się wyżyć:
-Wy! Wy wszyscy doprowadziliście mnie do takiego stanu! Zapłacicie za to! Co roku, zostanie wylosowany jeden heros z każdego z dwunastu domków. Bedą oni mu...
-Przestań Zeusie! - krzyknął Ares.
-Nie! Będą musieli walczyć o życie na arenie. Ten, który przeżyje, będzie prawdziwym herosem, godnym bycia półbogiem... Taką podjąłem decyzję! Nazywać się to będzie Głodowe Igrzyska Herosów! Odbędą się one za siedem dni... - powiedział Zeus, a w jego oczach można było dostrzec psychopatyczne iskierki...